miała być niedzielna siedemdziesiątka. pierwsze 30 było w porządku - delikatny wiaterek, raz boczny raz w plecy. Od Kazimierzowa zaczęło gźmieć, potem wiać. Jechałem pod wiatr z szybkością 23 na godzinę i miałem takie tętno że aż mi było niedobrze. Niebyłem w stanie tak kręcić, zwolniłem ale tylko na chwile. Zaczął walić grad z deszczem.
Jechałem i mokłem, zatrzymałem się w pewnym momencie ale to był błąd bo niemogłem potem rozgrzać nóg.
Jechałem z kolegą ze szkoły, maił dwucalowe opony terenowe stąd średnia nie zachwyca. Mimo to było fajnie, najczęściej jadę sam, dlatego jazda z kimś to już święto.